Gdyby domy potrafiły mówić, to nasz byłby niezłym gadułą. Ma tyle do opowiedzenia, że mogłoby Wam nie wystarczyć dni urlopowych na historię jego losów. Powstał 300 lat temu, czyli wiek przed tym, gdy kula armatnia z bitwy pod Dębowym Gajem wbiła się w ścianę mojeskiej karczmy, od tej pory noszącej nazwę „Pocisk”. Obserwował wojska napoleońskie, które po wyczerpującej kampanii o Śląsk znalazły chwilę wytchnienia na polach Mojesza. A nawet czuł tętent kopyt armii Napoleona, bo na drogę swojego przemarszu wybrała miejsce, w którym stoi nasza obecna stodoła. Jest też szansa, że tylko on wie gdzie ukryty jest skarb, którego od pokoleń szukają francuscy, niemieccy i polscy łowcy. Ale o tym cicho sza, nawet nie piśnie.
Staruszek tak zasłużył się dla regionu, że jest członkiem rejestru dziedzictwa kultury gminy. Choć dla mnie to po prostu dom rodzinny, w którym spędziłam całe dzieciństwo, a teraz przeżywam dorosłe życie z mężem Janem i synem Kasprem. Tu poznacie naszą historię. Duńskiego wikinga zakochanego w Dolnym Śląsku i Polki, która przez długie lata mieszkała w Danii, ale męża, o ironio, poznała w rodzinnej wsi. Historię torciary i stolarza. Gdy zawitacie w nasze skromne progi, powitam Was szczerym uśmiechem i ugoszczę na słodko, a Jan nakarmi śniadaniem, które jest wybuchową mieszanką izersko-duńskich smaków.
Zapraszamy do duńsko-polskiego Domu Cukiernika, miejsca, w którym królują cukier, dobra energia i zapach wszystkiego pieczonego.